Opuszczeni
Nie wiem czemu tak się stało. Leon wyszedł z domu, czego nigdy nie robił, bo nie miał odwagi na tego rodzaju działania. Nigdy nie chciał. Nigdy nie próbował. Ale wyszedł. Nie czmychnął, uciekł przypadkiem. Po prostu wyszedł. Ten bardziej ostrożny z naszych kotów. Ten który odważał się witać przybyłych z ogromem czułości dopiero wtedy, gdy czuł się bezpiecznie, gdy pierwsze zamieszanie minęło. Poja wiał się wówczas w całej swej kociej okazałości i ładował na kolana, obejmował łapkami szyje jak dziecko, albo futrzasty krawat. Ten z kotów, który nie przejawiał chęci do zdobywania i poznawania nowego. Budyń zwykle czekał w progu, ciekawie eksplorował nowe miejsca, poznawał ludzi. Leon zaszywał się. Nowe go paraliżowało. Ale to on - nie Budyń który świat zewnętrzny poznawał krok po kroku, wycofując się gdy uznał, że starczy - wyszedł pierwszy raz tak pewny siebie i ciekawy. Zawołany, przystanął tylko, puścił przez bark długie spojrzenie i powędrował w zamarznięte paprocie. Jeszcze raz zaszc