Kota wrednota

Są takie dźwięki wobec których nie da się pozostać obojętnym. Należy do nich m.in. brzdęk tłuczonego szkła. Zwykle nie zwiastuje nic dobrego. I tak było tym razem. Ciszę opustoszałego rano domu przerwało potężne łupnięcie, któremu towarzyszył odgłos rozbijanych i rozsypujących się po podłodze kawałeczków czegoś. No właśnie, czego? 

Wyskoczywszy z łazienki odruchowo poleciałam do kuchni, oczyma wyobraźni widząc już w zasadzie wszystko, co mogło znajdować się na stole czy blacie, a co dało się wylądować ze szklanym hukiem na podłodze. Jednak w kuchni panował absolutny spokój i cisza. Wróciłam na korytarz i popędziłam lustrować po kolei pokoje dzieci.

Zwykle tak jest, że gdy się wpada do takiego pokoju po jedną rzecz, wychodzi się z niego, jak z zakupów w pewnym szwedzkim sklepie, z naręczem ich całej masy. Ćwiczyłam matczyną asertywność w nie zbieraniu tych klamotów z dziecięcych pokoi. Do wtedy. Z jednego biurka zwinęłam dwie szklanki (całe) i kubek (też cały), z drugiego miseczkę (nienaruszona), szklankę (bez ryski), dwie łyżeczki i dwie butelki po wodzie, w trzecim natknęłam się już na progu na szczątki salaterki rozbitej na kilkanaście ceramicznych puzli i Pestkę, która wyżerała spośród nich pozostałości mieszanki studenckiej, ze smakiem ciumkając zwłaszcza rodzynki. 

Na parapecie, wpatrując się we wciąż jeszcze zieloną, acz jesienną, zmoczoną deszczem dal, odwrócona do tej całej sceny Sodomy i Gomory tyłem siedziała Miaugorzata i miarowo poruszała końcówką ogona, a jedno ucho miała wycelowane jak radar komsolski na pokój, obejmujący swym zasięgiem znaczną część przestrzeni z tyłu.

Pestka widząc mnie zastygła w żuciu, chapnęła pospiesznie jeszcze z garstkę orzeszków i dryblując posuwistym ruchem spóźnionej na pociąg pasażerki wytruchtała z pokoju, wsysając, ciumlając i chrumkając. Miaugorzata była nieporuszona.

– Co zrobiłaś!? - wyrzuciłam z siebie w stronę pozornie ignorującego mnie kota, bowiem pofałdowanego ciała grubiutkiej Pestki nie posądzam o balansowanie nim po powierzchniach płaskich oraz zrzucanie zeń przedmiotów i zabrałam się za zbieranie szczątków salaterki. Już widziałam, że klejenie jej nie będzie miało sensu. – Miau? - uprzejmie i słodko odezwała się Miaugorzata, zerkając na mnie przez bark i przymilnie mrużąc oczy, ale poza tym nie drgnęła na centymetr.

Wzdychając pozbierałam skorupy i poszłam je wyrzucić do kosza.

Szurrrr, szruumbierdutłupszur! Dobiegło z pokoju, ledwie dotarłam do pojemnika. Wracam. Miaugorzata kontemplująca dotąd z parapetu widok za oknem, tym razem siedziała na środku podłogi i przesuwając z lewej do prawej łapy spory, gdzieś najwyraźniej zapodziany fragment ceramiki. Widząc mnie, pchnęła go łapą wymownym ślizgiem w moim kierunku.

– No dzięki wielkie bardzo Tobie. – zabulgotałam, a Frau Miau uśmiechnęła się pod wąsem: - Mrniaał.

#siedliskonajlepiej #zapuszczeni #kotawrednota




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija