Ko(sz)mary ogrodnika

Słychać, a właściwie nie słychać, bo nasi pierzaści sąsiedzi przestali wydzierać dzioby i wreszcie robią coś dla jaj. Słychać za to pierdyliardy komarów, bo jaja nie były uprzejme jeszcze się najwyraźniej wykluć i te kilogramy wizzzzzgoczących udarowo bzyczydełek – zamiast wpadać prost do dziobów tych, którzy by docenili istnienie tego bzyczącego i latającego mikrobiałka – rzucają się na każdą krwistą istotę, która wyściubi nos na zewnątrz. 
Niestety albo nasze pierzaste sąsiedztwo, co się nim zachwycałam oniemiała dobrobytem gatunków śmigających, grzebiących, ćwierkających przed oknami, ma w głebokim poważaniu przesyt i klęskę urodzaju, albo nie wyrabia z przerabianiem, albo siedzi na tych jajkach i nie ma komu zbierać. Na nietoperze dziś jeszcze za wcześnie. Chcąc nie chcąc muszę stawić czoła tym rządnym krwi ustrojstwom, co je znoszę tylko dla dobra planety, chociaż wiem, że to tylko jeszcze 31 lat i idę podlać błagające o wodę roślinki, bo przecież dopiero można. Wcześniej się nie da, nawet nie można podlewać, bo przecież słońce, a słońce wcześnie wstaje i późno chodzi spać.
Mój entuzjazm ogrodniczy nieco słabnie na widok tysiecy mikrociałek, które obsiadły okna, wirują nad krzaczkami i bylinkami, w które wpadam, gdy tylko czynie krok na zewnątrz. Uzbrojona po zęby, wypsikana i woniejąca jak efekt szalonego romansu farmaceuty z alchemikiem, idę włączyć pompę i podpiąć wąż. Oczywiście za pierwszym muśnięciem krzaczków wzniecam w powietrze wściekły rój, który w sekundę namierza żywe źródło CO2 i rusza do ataku. Chociaż jestem w absolutnej mniejszości nie zamierzam się poddać bez podlania. Przestawiam strumień na mgiełkę by ostudzić zapędy osaczających mnie killerów. Jakim cudem to draństwo lata mokre?! Część piprztyków z kłujkami odbijam mruganiem powiek, część ginie klepnięta nozdrzami. Komary próbują się jednak przedrzeć przez furkoczący sztormiak, niektórym się udaje! Dostaję też celnego bąbla między brwiami i obrywam w rękę. Zaciskam zęby, wypluwając cztery komary. Walka jest nierówna. Posiłków brak. Bo jak wspomniałam na nietoperze jeszcze dziś za wczesna pora, a żarłoczne dzioby utknęły w jajkach. Ale nie powiedziałam ostatniego słowa! 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija