Święty Graal
Nie chciała przyjść góra do Mahometa, przyszedł Mahomet do góry. Nasze bezczelne wilgi okazują się być Świętymi Graalami fotografów przyrody. Nic to, że Święte Graale drą dzioba, zerkając nam bezwstydnie przez okno do sypialni, nic to, że zaglądają do kuchni i bawią się w zjeżdżanie z wycieraczki po szybie samochodu na maskę. Nic to, że okupują nasz dom. A ślady okupacji z westchnieniem odkrywam na elewacji, szybie, deskach tarasowych. Okupacja przez Święte Graale, to nie byle co!
Z tego więc powodu dwa Mahomety Fotografii Przyrodniczej Fotoczaty zajechały nam na siedlisko z całym dobrodziejstwem swego inwentarza. Wpierw jednak przeszliśmy się na spacer. Po 10 minutach, w stanie sugerującym prawie zatrzymanie akcji serc, po spotkaniu z łanią, pęczkiem Świętych Graali i innych ustrojstw... pardone boskich stworzeń, nasze Mahomety uznały, że więcej nie zdzierżą, bo nas do cna znienawidzą i idą po sprzęt do samochodu. Poszły. Wróciły z naręczem statywów, plandek i siatek maskujących, równie zamaskowanych stołeczków, obiektywów i innych tajemnych utensyliów.
W tym czasie „nasze wilgi” LeFigaro z Zofiją, zwane uparcie w pewnych kręgach Świętymi Graalami, w zaciekawieniu obleciały dom kilka razy, lądując na parapetach i niskich gałązkach. Mahomety wzdychając na przemian i wydobywając z siebie dźwięki niedowierzania, wyładowywały i ustawiały sprzęt, kątem oka obserwując obserwujące ich wilgi.
W końcu zamaskowany sprzęt stanął vis a vis gałęzi, na której notorycznie przesiadywał LeFigaro z Zofiją. Mahomety zaczaiły się...
Po 30 minutach zaproponowałam kawę...
Po 40 minutach przyniosłam ciasto...
Po 1,5 zajęliśmy się robieniem serów i trochę nas to pochłonęło, a czynnościom towarzyszył z parapetu znajdującego się poza zasięgiem obiektywów LeFigaro, doprowadzając Mahomety do rozpaczy...
Po dwóch oglądaliśmy sobie zdjęcia z Mahometami...
Po trzech pękaliśmy ze śmiechu gadając...
Pod wieczór, ponieważ wilgi siadały dwie gałęzie wyżej niż wycelowane na statywach teleobiektywy, Mahomety dźwignęły aparaty w dłonie...
Troszkę później Mahomety uznały, że to bez sensu...
Po 40 minutach przyniosłam ciasto...
Po 1,5 zajęliśmy się robieniem serów i trochę nas to pochłonęło, a czynnościom towarzyszył z parapetu znajdującego się poza zasięgiem obiektywów LeFigaro, doprowadzając Mahomety do rozpaczy...
Po dwóch oglądaliśmy sobie zdjęcia z Mahometami...
Po trzech pękaliśmy ze śmiechu gadając...
Pod wieczór, ponieważ wilgi siadały dwie gałęzie wyżej niż wycelowane na statywach teleobiektywy, Mahomety dźwignęły aparaty w dłonie...
Troszkę później Mahomety uznały, że to bez sensu...
To był super owocny serowo, ziołowo, kawowo, towarzysko dzień! Musimy to kiedyś powtórzyć! 💪🏻
Komentarze
Prześlij komentarz