Kontrabanda Janiny
Janina zwariowała. Uparła się, że będzie wysiadywać i kwoczy. W dodatku niekoniecznie siada na jajkach, tkwi także na pustym gnieździe. Nie ma gniazda? Nie szkodzi. Janina zrobi sobie grajdołek, okopie się w nim jak statystyczny Polak na plaży i nie ruszy się z niego choćby popcorn karmelowy sypał się lawinami. Trzeba więc Janinę z tego jej okopu grajdołowego wysadzać, co by jednak zjadła coś, wypiła, pogrzebała jak to kura, zanim przypomni sobie, że zostawiła gniazdo i pędusiem pogna z powrotem. Ponieważ pora jest totalnie niewłaściwa na jakieś puchate, słodziakowe potomki, pomijając ciut zbyt młody wiek Janiny, bezdusznie zabieramy Janinie ewentualnie zniesione lub przysposobione jajo. Jednak Janina zaczęła się specjalizować w chowaniu j-j, stając się mistrzynią kontrabandy. Jak? Macamy pod Janiną, nic, podnosimy ją, zaglądamy, nic. Jajka nie ma. Janina wprawdzie się trochę się nabzdyczy, pokwęka, ale jajka ewidentnie brak. No to Janinę siup, na zewnątrz. A tu pyk, spod skrzydła wysuwa się jajko! Teraz więc Janinie robi się przeszukanie w stylu służb specjalnych. Nogi szeroko, skrzydła rozłożyć i lecimy po tych warstwach i kieckach piór.
Mam nadzieję, że się wreszcie opamięta i przestanie nas robić w jajo.
Mam nadzieję, że się wreszcie opamięta i przestanie nas robić w jajo.
Komentarze
Prześlij komentarz