Rude, a cieszy!

Ha! To potwierdzone! Jak bumcykcyk! „Mamy” nowego, dzikiego lokatora, albo lokatorkę, bo niestety nie wiem czy to Pan Wiewiór czy Pani Wiewiórka. Btw. Ktoś wie czy można rozróżnić ich płeć? 
Odkąd Marian, pies od rowów, wyjechał do nowego, szczęśliwego domu (i stał się psim Instafluenserem, pozdro Marta) w naszą okolicę powróciły zwierzaki, które najwyraźniej Marian był uprzejmy eksmitować swym hartem ducha. Nie tylko wiewiórki się pojawiły. Teren wrócił także pod monitoring koci. To już mniej mnie cieszy, bo nie po to szalenie się ekscytuję każdym pierzastym drobiażdżkiem, hołubię chaszcze i krzaczory chromoląc widok z okna, by coś przylazło i z braku laku, a nie z potrzeby żołądka, wzięło i killowało, jak nomen omen leci. A jest co, bo raz przy śniadaniu, naliczyliśmy ze 30 różnych gatunków ptaków, które się przewinęły przed oknem, więc kurcze blade! Coś z coś.
Tak czy siak ośmielonemu nieobecnością szalonego Mariana dzikiemu towarzystwu chcieliśmy ułatwić decyzję i powiesiliśmy więcej budek. W tym dla rzeczonych wiewiórek. I co? Gucio. Wiewiórka olała apartament na dębie i zajęła gniazdo pary gołębi grzywaczy, na 9 piętrze (licząc rozgałęzienia od dołu) sosny rosnącej vis a vis okien. Regularnie ją widujemy, więc się zadomowiła. No ekstra, co nie?! Niepokoi trochę fakt regularnego składania wizyt w tym rewirze przez samicę puszczyka, ale mam nadzieję, że nie będzie dobierać się do „naszej” wiewiórki. 
Rude, a cieszy! 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija