Klucz do serca
W życiu nie widziałam takich ogromnych kluczy dzikich gęsi. Jeden z nich rozciągał się na szerokość ze 150 metrów. Klucz obejmował całą przestrzeń wszerz nad naszym siedliskiem i połowę łąki sąsiada. Nieco w tyle leciał jeszcze jeden, mniejszy. Po chwili znad puszczy wyłoniły się dwa następne. Sunące klinem jeden za drugim. Gęgawy pokrzykiwały do siebie, a my z Puzonem i Trąbką staliśmy zadzierając głowy, nasłuchując niesamowitego szumu skrzydeł i piór, każdą najmniejszą cząstką tak strasznie pragnąc się poderwać i dołączyć do stada.
Z pewnym smutkiem patrzyłam na te nasze siwe gęsi, przyglądające się bystrymi oczkami kluczom dzikich braci i sióstr. Udomowione landesy nasłuchiwały odgłosów jakże podobnych z wyglądu do nich gęgaw w absolutnej ciszy. Nie alarmowały, jak w przypadku drapieżnego ptaka czy jakiejkolwiek nowej postaci, którą zauważyły z oddali. Nie nawoływały, jak czasem do siebie, psów, człowieka czy kur mafii. Po prostu ze spokojem, bez spłoszenia i napięcia obserwowały.
A klucze były imponujące. Monumentalne. Szumiały nad łąkami pewnie, z jakąś niedosięgłą godnością i spokojem. Ptaki płynęły w powietrzu, jakby bez wysiłku, raz na jakiś czas poruszając skrzydłami. Cudowne, obezwładniające wrażenie.
Takie prezenty dostaje od życia z samego rana człowiek w dresie, gdy w burej aurze, z resztką rozespania brnie z widerkiem ziarna w ręku przez mokrą trawę. I zaskakuje go natura, oferując spektakl tu i teraz, bez biletu, bez możliwości bisu. Czerpanie i zachwyt chwilą. Nie do powtórzenia.
Komentarze
Prześlij komentarz