Można być
Można być. Człowiekiem. Ostatnie wydarzenia mijającego tygodnia pokazały, a raczej obnażyły, z jednej strony ciekawą społecznie sytuację, z drugą przerażającą. W ciągu kilkunastu - kilkudziesięciu godzin zmieniła się ona dramatycznie. Ludzie również.
Po raz pierwszy otarliśmy się o pewnego rodzaju... szykany, to może dość mocne określenie, ale jak nazwać inaczej kierowane w stronę dziecka, bynajmniej nie w żartach, teksty „ty zarazo”, rzucenie kanapką ze słowami „idź stąd, nie chcemy Cię tu”, czy obmawianie za plecami. Jak nazwać parażyczliwe pytania o nasze zdrowie, a zaraz po nich puszczone zjadliwie, podczas rozmowy telefonicznej: dlaczego jeszcze jesteście w domu a nie w szpitalu czy ma stacji epidemiologicznej. Nikt nie zapyta o szczegóły, miejsce naszego pobytu, sposób spędzania tam czasu i funkcjonowanie. A nawet jeśli jest skłonny wiedzieć, ucina „zawsze mogliście czegoś dotknąć”. Jakby samemu nie mógł.
W jakimś stopniu rozumiem czyjś lęk. Sama mogę się, w nie mniejszym stopniu, czuć niepewnie. Ale staram się myśleć racjonalnie, nie dawać się emocjom. To źli doradcy. A poziom absurdu przytłacza.
W rozmowie z prof. Dolińskim kierownikiem Katedry Psychologii Społecznej na Wydz. Uniwersytetu SWPS przeczytałam, że gdy zaczynamy się bać, a boimy się zwłaszcza tego, co nieznane, stajemy się coraz bardziej skoncentrowani na sobie. Nie dostrzegamy innych. Najważniejsze staje się zaspokojenie własnych potrzeb, w tym przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. Gubimy altruizm. Ludzie stają się samotnymi wyspami i trudniej o chętnych do pomocy, bo lepiej nie ryzykować. To też ciekawy test znajomości i szczerości relacji.
Bardziej niż koronawirusa obawiam się reakcji ludzi. Bardziej mnie martwi to, jak wiele osób mimo swych katarów, zwykłych przeziębień, gryp chodzi do pracy i posyła do szkół i przedszkoli dzieciaki, wycierając im nos w szatni, a rano podając antybiotyk. Przecież nie może iść na zwolnienie lekarskie, no jak. I że gdybyśmy my tak złapali, w związku z tym, byle katar, to zostaniemy rozniesieni na widłach. Dlatego podwójnie chucham i dmucham.
Nam takiego zwolnienia by nie dano. Nie ma podstaw zdrowotnych. Nikt nie wypisze zaświadczenia, że jesteśmy chorzy, gdy objawów brak, temperatura prawidłowa, czuje się człowiek normalnie, zdrowo. Może poza poczuciem w serduchu, emocjonalnym. Że coś się popsuło. W ludziach.
Gdy czytam komentarze pod informacjami dotyczącymi dziewczyny przebywającej w szpitalu w Łodzi, jestem szczerze przerażona skalą hejtu, rodzajem emocji.
Podobnie, gdy czytam o windowanych cenach środków do dezynfekcji, brakach w hurtowniach. Nie myślę o tym, jacy przedsiębiorczy są Polacy i nie cieszę się z nagłego wzrostu higieny wśród narodu, bardziej myślę o tych wszystkich miejscach, w których te środki są podstawą funkcjonowania od weterynarza począwszy, przez gabinet kosmetyczny czy stomatologiczny (a przepraszam, podobno statystyczny Polak używa szczoteczki raz na cztery dni, to spoko), etc. ile można mieć zapasów własnych.
Reakcje otoczenia na tę sytuację uświadomiły mi również dobitniej, co mogą czuć osoby z mniejszości, znajdujące się na społecznym widelcu persona non grata, w rubryczce inni.
Można być dobrym człowiekiem. Można być pięknym człowiekiem. Można być wrażliwym człowiekiem. Pełnym empatii, szacunku wobec innych. Odpowiedzialnym. Wesołym, fajnym, utalentowanym, uczynnym. Miłym. Można być. Człowiekiem. Trzeba.
Komentarze
Prześlij komentarz