Wdzięczność
Poszłam zamknąć kury w kurniku na noc. Taki rytm dnia. Ściemnia się, grzecznie wędrują spać. Rzucam im dobranoc, pochrapują na grzędach, kokoszą się, podburkują pod dziobem. Myślę o nich z tkliwością, chociaż to „tylko kury”. Wdzięczna jestem, że są, za tę prozę życia, do której mobilizują, przyziemną być może. Za te widoki po drodze, bo pozwalają złapać dystans i dać się oniemieć na chwilę, zapomnieć na moment o tym szaleństwie dookoła. Za tego psiaka z kleszczem łażącym po uchu, z którym goniliśmy przez łąkę, by jeszcze zdążyć złapać pędzone wiatrem po wieczornym niebie chmury. Za to jajko zabrane do kieszeni z ziemi, posiane przez nieogarniętą jeszcze kurę. Bo jeśli nie dane nam będzie dostać makaronu, to zawsze jeszcze nam zostanie to jajko. A z jajka to hohoho!
Synu zapytało zatroskane czy sklepy też pozamykają, jak szkoły i czy jutro nie działają, bo ludzie podobno wszystko wykupują. W zasadzie nie. Odparłam. Ale nie umiem mu wyjaśnić skąd ta zapobiegliwość i czy my nie jesteśmy normalni, bowiem nie zapełniamy ziemianki i strychu konserwami, makaronem i papierem toaletowym. Worek pszenicy stoi w kącie, dostaniesz dwa kamienie, będziesz mełł. Cudne słowo, aż w ustach smacze. Co będę? Mełł. Mielił. Na mąkę. Zakwas jest, można chleba upiec. Z tydzień taki chleb można jeść i dobry będzie. Jajko do tego. Ciasto na makaron też da się zrobić. Trochę mleka, o kozie najłatwiej i ser będzie. Masło. Jakby co. Konfitury, miód i suszona kiełbasa.
Na upartego grządki skopać, trochę nasion do posiania jest. Drobiazg, ale zawsze coś.
Wdzięczna jestem za to nasze zapuszczenie.
No jasne, że nie wiem jak się to wszystko potoczy i rozwinie. Ale wiem, że jestem tu i teraz. I cieszy mnie to. Nie chcę tego zgubić w szaleństwie. Wdzięczna za to jestem.
Komentarze
Prześlij komentarz