Dyńkogórki
Po pierwsze jest dziś dzień kawy i wczuwam się bardzo. Wypiłam już trzecią, a i tak powieki podtrzymuję og..zapałkami.
Co do ogórków, to już wiem, czemu te nasze są takie jakieś... dziwne. Wprawdzie podejrzewałam, że może Pestka nam po prostu w nie sikała (stąd ich żółciejsza barwa), ale jednak natura jest bardziej przewrotna. Otóż nasze kochane zapylacze pomerdały między sobą pyłki roślin i w ten sposób śremskie ogórki popełniły mezalians z dynią. Dyńkogórki są więc efektem pyłkowej ekstazy trzmiela-flei albo zalatania pszczół.
Ponieważ zjechała nam - ku uciesze kur - wczorajsza zupa kalafiorowa, zrobiłam nalot na grządki i tzw. zupę nawinie. Co się nawinie do gara. Kury uratowała Miaugorzata, która jak na kota zaczepno-obronnego przystało, pogoniła kury z grządki, z tego powodu do zupy nawinęły się i trafiły tylko brokuły, marchew i pietruszki. A i bluszczyk kurdebelek tj. kurdybanek.
Pietruszka mnie rozczarowała, bo nać wygląda jakby korzeń miał z pół metra, a... nie miał. Liche ze dwa centymetry. Nie powinno się oceniać jakości korzenia po obfitości czupryny.
W sumie życiowe. Pozdro dla łysych.
Komentarze
Prześlij komentarz