Prozatorsko

 Figaro, „nasza wilga” (może pamiętacie opowiastki o niej sprzed dwoch lat, ale kto by takie historie pamiętał), w tym roku znowu lata i skacze po parapetach, więc co i rusz znajdujemy ślady okupacji.

Kury mafii, po ostatnicb oberwaniach chmury, mają na wybiegu Wenecję (gdyby nie grzebały tuneli, to by nie miały), wiec je wypuściliśmy na pastwę losu (żyją, nic ich nie zjadło), za to szaleją w buszu i zrobiły spa pod olszynami.
Ponieważ od 14:00 wywaliło prąd i nie ma i nie ma, to wlazłam w krzaki i zdążyłam kawe sobie zrobić, to polazłam z kawą (w nowym pięknym kubku od Sylwia). Smakuje wybornie, a w krzakach znalazłam schowanko, istne namiot zieleni w kręgu drzew.
Porter wystrachał Trąbkę i Klaksona bezwstydnym buchnięciem w trawska i tarzaniem, tego to nawet ta hiszpańska inkwizycja się nie spodziewała.
A i brak prądu jest mega produktywny inaczej, bo posadziłam 8 lip Moltkego, 10 śnieguliczek i 6 mahonii. Dla pszczół.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija