Czy ptaki marzną?
Dziś rano było - 15 st. C. Nie wiem do ilu stopni spadła temperatura w nocy, ale mróz ubrał wszystko w chrupki od kryształków lukier i sprawił, że śnieg zaczął trzeszczeć i stał się sypki i niekleisty jak styropianowy puder. To ten rodzaj śniegu z którego choćby się pękło, nie da się ukleić śnieżnej kulki do toczenia bitew, o bałwanowej nie wspominając.
Nasze drobiowe towarzystwo niespecjalnie coś sobie robi z takiej pogody. Dużo gorzej znosi połączenie wilgoci i zimna. Ale jednak Puzon z Trąbką przyjęły taktykę chowania podwozia. Najwyraźniej jednak jest im chłodnawo w sztopy. Wolą raczyć się ziarnem z korytka, leżąc na puchatych, pełnych w swej obłości i pękatych od pierza brzuszkach, a plaskate łapcie podkulić i schować w cieplutki puch.
Podobnie też przebierają plaskaczami szybko przeskakując z płetwy na płetwę lub chwilę stojąc raz na jednej, raz na drugiej nodze, drugą w tym czasie chowają w pióra i grzeją. Podobnie sprawa ma się z dziobem. Dzioby są wrażliwe, otoczone „włoskami” odbierają wiele bodźców w tym również temperaturowe i gdy naszym ptakom doskwiera zimno, chowaną dziób pod skrzydło i łypią znad niego oczkiem. Często też w tej pozycji śpią, ale nie jestem pewna czy wynika to z długości gęsiej szyi i wygody w ułożeniu czy poczucia komfortu i bezpieczeństwa.
Czy więc ptakom nie marzną nogi, dzioby czy grzebienie? Grzebienie i dzwonki niestety potrafią się odmrażać. Zmieniają kolor, czasem wchodzi nawet martwica.
Także jasne, że ptaki odczuwają zimno, ale mają na nie kilka anatomicznych i fizjologicznych patentów.
Po pierwsze ptaki potrafią minimaizować straty ciepła regulując dopływ krwi do narażonych na schłodzenie, odkrytych - czyli w ich przypadku najczęściej gołych - części ciała. Są w stanie to robić dzięki specjalnej - w zasadzie chyba można powiedzieć - budowie naczyń krwionośnych. Są one położone na tyle blisko siebie, że oddziałują na siebie wzajemnie trochę jak wymiennik powietrza rekuperacji. Zanim przechłodzona krew ze stóp wróci do gęsiej tuszki, ogrzewa się. O ile płynąca tętnicą w dół ma te powiedzmy 39–41 st. C, to wracająca żyłą może mieć zaledwie nawet 1 st. C. Ponieważ jednak tętnica i żyła ułożone są względem siebie równolegle i blisko, to na całej ich długości dochodzi do wymiany ciepła. Krew tętnicza chłodzona jest przez żylną, a żylna ogrzewana przez tętniczą. Dzięki temu powracająca krew nie wychładza naszej gęsiny, a ponieważ różnica temperatur między docierającą do jej sztopy krwią a otoczeniem jest niewielka, a to zmniejsza utratę ciepła.
Same ptasie pióra, zwłaszcza ptaków pływających, są przez nie regularnie pokrywane „substancjami” impregnującymi, rozprowadzanymi z gruczołu kuprowego. Także woda spływa po nich jak po przysłowiowej kaczce. Ułożenie piór sprawia też, że woda praktycznie nie ma bezpośredniego kontaktu ze skórą (chociaż mam dziwne przekonanie, że kury są słabe w te klocki) a puch tworzy dodatkową izolację zatrzymując ciepło. W razie potrzeby ptak potrafi zrobić PUFF i nastroszyć „gesią skórką” pióra, zwiększajac powietrzne przestrzenie między warstwami. Coś jak suchy skafander nurka. Tak mi się przynajmniej wydaje. W każdym razie to tłumaczy dlatego gęś może sobie bimbolić i morsować w lodowatej wodzie.
Kolejnymi patentem jest obkurczanie naczyń i bezpośrednie połączenie tętnicy z żyłą, z pominięciem naczyń włosowatych, które znajdują się bliżej zewnętrznej części skóry. Minus tego rozwiązania: w tych częściach, które są przez nie czasowo w sumie odcięte od krwi siłą rzeczy brakuje tlenu i składników odżywczych oraz gromadzą się produkty przemiany materii. Dlatego nie jest to metoda dobra na dłuższą metę, ale na krótszą działa i można minimalizować marznięcie i wychładzanie.
Co nie zmieni faktu, że ptak może przymarznąć i zostać uwięziony w lodzie i żeby mu wszystkie patenty działały musi być w formie i dobrze odżywiony. Tyle albo wiem, albo mi się wydaje.
Komentarze
Prześlij komentarz