Rów Mariana

Przecież nie da się inaczej. W trosce o kondycję i wyrabianie refleksu członków rodziny trzeba wykopsać rów mariański na ścieżce do domu, praktycznie przed drzwiami (czy wspominałam, że w nocy pod puszczą jest tak ciemno, gdy jest ciemno, że można się wyrżnąć o własny nos?). Co tam, że jest tyle miejsca na siedlisku, że są kąty gdzie taki rów przez rok by sobie mógł swobodnie tkwić i nikt by nie zauważył. Nieee no po co! Przecież to dzieło życia! Pogłębiane, rozwijane, dopracowywane, odradzające się jeszcze bardziej powiększone!

Jak z dziećmi, słowo daję. Gdy bramkę do nogi przytargają z łąki pod sam dom, by walić piłką po oknach i drzeć się, że spalony.

A czy ktoś mi może wytłumaczyć jakim cudem taka wykopsana dziura nie da się dokładnie zakopsać?! Bo ta ziemia co była w dziurze, to się dematerializuje, jakoś? I okazuje się, że materiału budowlanego jest mniej niż było? Magia! I można udeptywać, uklepywać, a i tak ZAWSZE miejsce będzie nęcić do rycia bardziej, głębiej nawet jak tam NIC nie ma... złamanej dżdżownicy! Nic!

W tamach dnia kobiet wezmę se dziś szpadel i pomacham. Bo nie mam traktora, by zaorać.

#siedliskonajlepiej #zapuszczeni #Marian #rów


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija