Ciemno wszędzie
W przerwach w zasilaniu (w naszym wypadku rzadko zdarza się taki tydzień, w którym by ich nie było, serio) najzabawniejsze jest to, że prawie nigdy, zwłaszcza gdy zdarzą się one wieczorem, nie pamięta się, które ze świateł i gdzie były zapalone. A wcale dojście do tego, po położeniu naszych włączników, nie jest łatwe.
I gdy po paru godzinach ćwiczenia romantyzmu podczas recydywistycznej kolacji przy świecach i robieniu przy czołówce sałatki greckiej, heheszkowaniu, co z tej sałatki się wydłubało i zjadło, próbach gry w chińczyka bez oszukiwania co do liczby wyrzuconych oczek na kostce, szukaniu rzeczonej kostki znikającej w strefie cienia, zacieśnianiu - bliskich bądź co bądź - więzi rodzinnych, próbach czytania i zajmowania się całą tą strefą „analogową” życia, wzdychaniem do losu pra-pradziadków, podglądaniem świata na zewnątrz, zalanego księżycową poświatą, dochodzi się do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem jest jednak iść spać.
I z tego snu, o zwykle jakieś dzikiej porze, wyrywa taki flash przywracanego do życia zasilania, który na ułamek sekundy zalewa zaciemniony dom, a potem następuje minionkowe ILLUMINATION!!!! i złorzecząc na własną głupotę i marnotrastwo energii, lata się po domu i wyłącza te zostawione i włączone w przypływie odruchu światełka.
Nie śmiał się ten, kto nie był w tym cyrku.
PS. Ilustracje pochodzą z ujmującej książki pt. Chłopiec, kret, lis i koń autorstwa Charliego Mackesiego (https://www.charliemackesy.com/)
Komentarze
Prześlij komentarz