Erbe spontanee – zioła spontaniczne, o chwastach
Wczoraj rano było ładnie, chociaż dzień zaczął się mgliście. Na pytanie Kaśki jaką mamy pogodę, bo u niej w Tatrach biało, odparłam zgodnie z porannym widokiem, że nie wiem. A potem już zrobiło się pięknie. Słońce rozpraszało mgły, z drzew skapywała wilgoć, a zwierzaki i kwiaty szybko wyległy korzystać z ciepełka.
Kury zaczęły strajk jajeczny i słabo się niosą, a ja zamiast wybrać do gotowania na miękko jakieś starsze jajko, to złapałam właśnie takie świeżo zniesione i mój apetyt na jajo szybko ostygł podczas walki z obieraniem opornej skorupki. Problemy pierwszego świata. Za to Porter wybrał na spanie legowisko Pędzla. Gabarytowo 40 kg do 11 kg. Pędzel na dobrą sprawę jest wzrostu Pestki. Ot niedopasowane wybory.
Dowiedziałam się też od Kasia, że Włosi faktycznie nazywają chwasty określeniem erbe spontanee - erbacce i się zachwyciłam. Zioła spontaniczne czy to nie oddanie ich charakteru i nierzadko fantastycznych właściwości?
Język polski zepchnął je do szeleszczącej szuflady z takimi określeniami jak zawłaszczać, faścić czy chwost.
Prawdą jest, że zapomnieliśmy o smakach, które były dobrze znane w naszej kuchni, gdy korzystało się z tego, co dziko rosnące. Powycinaliśmy nie tylko z otoczenia mam wrażenie, ale także z tego wachlarza smaków i konsystencji mnóstwo dzikich odcieni. Czasem przebija się do dań pokrzywa, szczaw, kurdybanek, pędy chmielu, a mało kto pamięta o lebiodzie, podagryczniku, szarłacie, babce, czosnaczku czy komosie.
Cechy przychylne zdrowiu to wbrew pozorom nie jest słodycz czy słoność. Nawet nie wiemy jak smakuje nasz region, w którym żyjemy, a znamy lepiej smaki z końca świata. A szkoda.
Dobrze, że kury pamiętają.
Komentarze
Prześlij komentarz