Kury Mafii

Do naszego stada dołączyły ostatnio nowe kury. Troszkę speszone, ale w paczce, bo w qpie siła, więc szansa na gładsze wejście w zgraną grupę większa. A jednak. 
Kury rozpoczęły wieczorne kokoszenie, jak zawsze. Po kolei stare rezydentki zajmowały miejscówki wewnątrz, a nowe grzecznie czekały na swoją kolej na dworze. Kurnik chwilkę gulgotał, szeptał, szemrał, kończył moszczenie się i wymiany uprzejmości oraz życzenia dobrej nocy i ucichł tak, jakby wszyscy lokatorzy już byli w środku. A musicie wiedzieć, że póki nie ma kompletu, to z kurnika dobiega takie matczyne ćwierkanie, wabienie, że kochaanii pora na grzędy, gasimy świateełkoo, dzioby umyte? I takie tam. Czesio krąży, wystawia głowę, zaprasza, gapy przywodzi, szuka, zachęca i wabi. A tu teraz no taka niezręczność. Nowe koleżanki na zewnątrz, a kurnik buzi buzi, spać i zero żenady, że jednak nie jest w komplecie. 
Nowe trochę skorzystały z tego, że bez odganiania mogą poskubać resztki z pańskiego stołu, ciutkę pogrzebały i zaczęły w końcu, no bez zaproszenia, ale nieśmiało wchodzić po drabince do kurnika. Wydawały jednocześnie takie przepraszające, spolegliwe ćwierkania, w stylu: - Mmoogee? Mooge dziś do Was się przytuuulić? Jakieś plus dwieście do aksamitu. 
Ale wtedy właśnie Bolka Krzywousta i Kaźka Wielka, nieczułe na ten plusz i aksamit, jak nie wyjadą z dziobem! - Coooo?! Gdzie tu?! Zapro ma?! Nie?! To wyp*%lać! Jedna stanęła niczym ochroniarz na dysce w drzwiach, poprawiła sobie opadający na oko ząbek i łypała spode łba, a druga zabrała się za czyszczenie kwadratu ze zbędnych gości, którym udało się prawie niezauważenie przycupnąć w kąciku. Pewny chwyt za grzebień i na kopach wydupcenie za próg. Szach-mat. Nowe kury spolegliwe, ale nie w trąbkę ten tamten, jak koleżanka wyleciała z hukiem, to za ochroniarzem szpara się zrobiła, warto spróbować się wślizgnąć. Ale w środku prężnie działała Kaźka. Rozległ się rumor, tarmoszenie, odgłosy walki wręcz, wrzask i z kurnika jak w scenach ze Snatcha wykotłowała się dwójka bohaterów, trzymając się za fraki. A raczej jeden chwycił drugiego, drugi się miota. Walą się ciosy, krew się prawie leje, dzioby się drą. 
Rany koguta a cisza nocna?! Skoro kogut został wywołany do tablicy, to zagulgotał i wyskoczył na klepicho. Co tu się do jasnej anielki odpindala?! Kaźka w sekundę puściła nową, odskakując w bok, że niiiic przecieeż, nic nie zaszło, nawet nie dotknęłam i cała wijąca się przymilnie do Czesia, minęła go szybko wchodząc do kurnika, rzucając jeszcze na otrzepującą pióra nową, mrożące spojrzenie. Czesław omiótł teren wzrokiem, mierząc jakby nad głowami nowych i lekko złorzecząc pod dziobem, wlazł do środka. Znowu w kurniku zapadła cisza poza dolatującym delikatnym posapywaniem i pochrapywaniem. 
Zapadał zmierzch. Nowe zrozpaczone snuły się, turkotały, szukały miejsca na spanie, wyciągając szyje czy może jakaś podpórka od siatki albo listewka pozwoli w polowych warunkach na sen. A kurza ślepota nie bez kozery oznacza niedowidzenie gdy robi się ciemniej. Czas naglił.
Nosz wkurzyłam się! Adopciaki, żmije jedne, wredne, mafia i gangsterka! Ooo niedoczekanie!! Ze wsparciem zespołowym w postaci małżonka, zaczęłam zbierać niedobitki nowych i wciepywać je bezczelnie do środka kurnika. Kurnik chwilę protestował, ale wymowny gest przeciągnięcia palcem po szyi załatwił sprawę. Po czym zamknęliśmy drzwi. Niech się dzieje wola nieba. Będzie rzeźnia, albo zwycięży instynkt samozachowawczy.
„Adapt or die.”
„I'm Tony Montana! You fuck with me, You fuckin' with the best!”


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija