Popołudnie

Popołudnie to taka pora, gdy wreszcie można wyściubić nos poza komputer. Wcześniej, zwykle pojawia się szansa na krótkie przerwy i wyprostowanie pleców (chyba, że Michał pogoni mnie pod ule, by zaraportować czy noszą pyłek). Postanowiłam dziś zrobić coś bardziej pożytecznego niż gapienie się na kurczaki (poza) i poszłam do warzywnika.
Ponieważ Grzegorz obdarował nas sadzonkami pomidorów, dzieciaki ofiarnie wyjadają jogurty, by pozbierać pudełka na rozsady. Niestety jest ich wciąż za mało. Pudełek, nie dzieci. Mamy jeszcze wprawdzie kubki na grillowe piwo, ale powstaje zagwozdka (bo to plastik), czy zużyć ot tak, bez żenady pod rozsady, czy być „bardziej eko i zrecyclingować, 😉 czyli wpierw napełnić, opróżnić, a dopiero potem zużyć w innym, szlachetnym celu...
Przy okazji odkryłam, że szklarenka to rewelacyjne miejsce odosobnienia. Tłumi dźwięki, ma przyjemną atmosferę w środku oraz kompaktowość idealną na czas dystansu społecznego.
Zostaliśmy też dziś zrobieni w jajo. Gdyby nie to, że znalazłam je w kurniku, pod kurą, to bym myślała, że skukułczyła je jakaś kaczka 😳. Na wadze kuchennej ukazało się 95 g. Ale jaja?! Dobrze, że nam kura nie wybuchła...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija