Bronx
Dziś przed naszym oknem działy się sceny jak z ulic północno-wschodniego Bronxu. Ku zdumieniu wracającej do swego domu pary wróbli, na budce tuż przed ich dziobem na wylądował szpakowaty gangster, wystrojony w połyskliwe piórka. Intruz zaczął na chama wpychać się w zbyt ciasny dla niego otwór. Rozsierdzony próbował wszelkimi metodami i z rozpędu i do dołu głową. Bezskutecznie, chociaż jego zapalczywość potęgowała reakcje kibicującej mu ferajny kolesi. Wrzeszcząc i podskakując, jeden po drugim także próbowali włamu, a prawowici lokatorzy tylko siedzieli bezradnie na pobliskich gałązkach.
Noszszszsz nie wytrzymałam. Chociaż nie chciałam się początkowo wtrącać i pozostać jedynie biernym obserwatorem zajścia. Ostatecznie tak szkoda mi się zrobiło naszych maleńkich sąsiadów, którzy co rok się pojawiają na wiosnę, że wylazłam z domu i stanęłam na schodach w pozie szeryfa. Małe bure kulki lekko drgnęły zerkając na mnie, ale nie zmieniły pozycji. Wśród gangsterki moje pojawienie się wywołało jednak poruszenie. Klika spłoszona odfrunęła nad las, a ostatni delikwent, którego przyłapałam w dziurze budki, rzucając inwektywami pogonił za resztą towarzystwa. Wróbelki odczekały chwilę i zaczęły robić porządek w obejściu. Ciekawe, że szpakowatych gangsterów widziałam tu pierwszy raz. Skąd taka determinacja by po kolei forsować otwór we wróblowej budce?
Komentarze
Prześlij komentarz