Migrena

 Głośno i otwarcie piszę/ mówię o migrenie, bo to nie jest powód do wstydu. Osobiście wkurza mnie, bo migrena demoluje organizm i uprzykrza mi funkcjonowanie. Mimo to bardzo się staram, wręcz wkładam w to mnóstwo wysiłku, by minimalnie wpływała na życie rodzinne, moje funkcjonowanie społeczne i zawodowe. Uwierzcie, dużo mnie to kosztuje, żeby jak najmniej dać po sobie znać, że mnie ten ból właśnie rozwala. To jest miecz obosieczny, bo rzadko kiedy "po mnie widać", jak bardzo mi dokucza, więc można umniejszać wpływ migreny.

Może jeśli bym spektakularnie wyła z bólu, czołgała się do toalety i wyczołgiwała się stamtąd sponiewierana, mdlała z bólu, czy wymagała interwencji w postaci wzywania karetki, SORu i zastrzyku w tyłek czy iniekcji dożylnej, które są w stanie przerwać czy zmniejszyć ból, z czym sporo migreników się mierzy, w tym z szyderą - niestety także lekarzy na SORze, byłoby to traktowane ciut poważniej, niż reakcją " a głowa ją boli".
Szprycuję się lekami neurologicznymi, które atak bólu przerywają dość skutecznie, ale syfią w innych obszarach. Inne leki, profilaktyczne - betablokery, przeciwdepresanty, leki przeciwpadaczkowe czy flunarizyna - również nie są obojętne na organizm. Mają całe spektrum swoich skutków ubocznych od wpływu na masę ciała, koncentrację, ciśnienie, drętwienie kończyn, splątanie etc. Po krótce to walka z trudnym przeciwnikiem.
Mimo, że leki stosowane w pudrowaniu migreny są lekami stosowanymi na choroby przewlekłe, mimo, że ja dla przykładu na moją choruję jakieś 28 lat (a mam 42/43), migrena wciąż nie jest traktowana jak choroba przewlekła i wszelkie leczenie jest w 100 proc. odpłatne. Jedno opakowanie leku przeciwbólowego na receptę to koszt kilkudziesięciu złotych. W opakowaniu jest sześć tabletek. Nowoczesna terapia z zastrzykami przyjmowanymi raz w miesiącu, to ponad 2 tys. zł za zastrzyk.
Staram się więc unikać tzw. triggerów, czyli czynników odpalających migrenę, tych, które udało mi się wyłapać, namierzyć.
Mam dużo szczęścia, bo moja migrena zmieniła się na przestrzeni lat, głównie po ciążach. Rzadko mam aurę z problemami z widzeniem i mdłości, nadal jestem bardzo uwrażliwiona na zapachy czy dźwięki.
Jako przewrażliwiec w tym zakresie, uwrażliwiam.
Tytuł tekstu, jak to z tytułami, dość słaby, ale porusza ważną kwestię, czyli to, żeby migrenę potraktować wreszcie jako chorobę przewlekłą i dopuścić zaleczanie jej – w tym terapie zastrzykami – do refundacji. Bo bardzo często migrenicy rezygnują z drogich leków i po prostu cierpią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święty Graal

LeFigaro i Zofija