Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Czy ptaki marzną?

Obraz
  Dziś rano było - 15 st. C. Nie wiem do ilu stopni spadła temperatura w nocy, ale mróz ubrał wszystko w chrupki od kryształków lukier i sprawił, że śnieg zaczął trzeszczeć i stał się sypki i niekleisty jak styropianowy puder. To ten rodzaj śniegu z którego choćby się pękło, nie da się ukleić śnieżnej kulki do toczenia bitew, o bałwanowej nie wspominając. Nasze drobiowe towarzystwo niespecjalnie coś sobie robi z takiej pogody. Dużo gorzej znosi połączenie wilgoci i zimna. Ale jednak Puzon z Trąbką przyjęły taktykę chowania podwozia. Najwyraźniej jednak jest im chłodnawo w sztopy. Wolą raczyć się ziarnem z korytka, leżąc na puchatych, pełnych w swej obłości i pękatych od pierza brzuszkach, a plaskate łapcie podkulić i schować w cieplutki puch.  Podobnie też przebierają plaskaczami szybko przeskakując z płetwy na płetwę lub chwilę stojąc raz na jednej, raz na drugiej nodze, drugą w tym czasie chowają w pióra i grzeją. Podobnie sprawa ma się z dziobem. Dzioby są wrażliwe, otoczone „włoska

Choineczka

Obraz
  Nasza choineczka stanęła w końcu na kostce siana na tarasie, bo - nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji - amatorów bombek hand made pure nature jest jak się okazało więcej. I wcale nie patrzę wymownie na Wielkiego Polarnego Psa zwanego w pewnych kręgach Bubusiem. A że choineczka jest mikrego wzrostu, w odróżnieniu od Bubusia, porzuciliśmy wariant sadzony z tłuściutkimi bombkami, bo Bubuś przebiłby znane z miłości do iglastych drapaków koty i stałby się największą ozdobą choinki. Zaraz po mega bombie tj. Pestce. Także mała zmiana planów. Choinka skromna, bez brokatu i fajerwerków, ale taka krzywa i w naszym pokręconym stylu z lnianym acz SimPat&Cznym aniołkiem. Spokojności! 

Bez anegdotki

Obraz
  Kuń na podstawie zdjęcia  Patrycja Makowska - equine photography .  Trochę pastelą, trochę kredką i ciut grafitem. Nie wiem jak to się fachowo nazywa, chyba brak techniki  . Puszczyka w końcu nie skończyłam   a zabrałam się za inszy kaliber. Koń mniej pierzasty jest, a z gładkimi widzę, łatwiej i szybciej idzie. Chociaż to, że tak jest nie przełoży się, coś czuję, na skuces, bo konia też chyba nie skończę, bowiem ryję już nosem. Rzuciłam się na niego, potrzebując resetu. Jednak ciężko mi, co odkryłam, wrócić potem, żeby taki rozbabrany obrazek dodziubdziać  , nie bardzo umiem tak doszlifowywać, dopieszczać, po prostu skończyć i zwykle zostawiam. Najgorzej, że poleciał mi wzrok i coraz częściej czuję się jak stary krecik, więc jest spora szansa, że do części nigdy nie wrócę. Chyba, że zostaną muralem  Do konia nie mam historyjki/anegdotki.  To czarny koń. Nieoczekiwany hmm zwycięzca? Może dlatego, że tak wiele rzeczy mnie ostatnio zaskakuje? Chociaż nie zawsze przyjemnie.

Filharmonia

Obraz
  Na koncercie w Filharmonii Narodowej z udziałem Orkiestry Filharmonii oraz kwartetu smyczkowego, klarnetu i fortepianu prezentowane utwory należały do lekkich i przyjemnych.   Błękitna Rapsodia, Amerykanin w Paryżu Gershwina czy Uwertura Prokofiewa nie mogą się nie podobać, nawet odbiorcom na codzień słuchających OKIego czy Żabsona lub White’a. A jednak młodsza część widowni, mimo usilnych prób nie drgania nóżką razem do taktu z tańczącym przy pulpicie dyrygentem, pssytała „czy daleko jeszcze”.  No serio?!  Na oko kilkuletnia dziewczynka, którą chciałam przedstawić za wzór słuchacza, niestety w trakcie koncertu wyszła z Rodzicami, bo każde łupnięcie w talerze i zadęcie w instrumenty dęte powodowało, że podskakiwała i zakrywała uszy, ale noszkurzatwarzjaśniecholibkaszlagbyto! Latorośle z Pasją Pendereckiego zmierzyły się były występując, a teraz kątem oka widzę jak jedna z nich zjeżdża w fotelu obok z siedzenia. Gdy jednak następowała muzyczna kulminacja utworu, napięcie się wzmagało,

Oczy Puszczy

Obraz
  Dobra. Ponieważ poprzednio domniemana wizualizacja puszczyka okazała się być włochatką, postanowiłam się zrehabilitować. Tym razem podobno bardziej puszczyk. Jeszcze dziubię. Potrzebowałam dziś i na koniec tego tygodnia resetu. Także jeszcze raz podejście wizualizacyjne do puszczyka i stara acz aktualna historyjka.  Jak pewnie zauważyliście, nawiedzają nas różne ptaszydła. Jastrzębie khe khe, sikory, sójki, wilgi, grubodzioby etc. Ciężko zliczyć. Ostatnio dość regularnie przed tzw. „bladziochem”, a czasem i w dreszczykowej „godzinie duchów” odzywa się puszczyk. Nie jest to niestety klimatyczne „uhuu-uhuu” tylko rzeczony nawiedzający wydziera się przenikliwym dźwiękiem i jak zwykle w takich przypadkach budzę się tylko ja. Dziwne. I nie wiedzieć czemu potem nie śpię i nie śpię, a ten co to musiał zakomunikować światu coś strasznie ważnego, że ma mysz czy, że drugi to może mu naskoczyć, bo on puszczyk rządzi tu na dzielni, biczys! tudzież Kazmirz wydrzyj się ino do płota, jako i ja się

Będzie Pani Zadowolona

Obraz
Ostatnia kartka w szkicowniku, więc się nie chciała wyprostować. W sumie tak jak ja… (musiałam przytrzymać). gdy wczoraj przyjechał Sławek i przy blasku czołówek zabrał się za rozkręcanie - już raz, nie dwa sprawdzanych przez Pana BedziePaniZadowolona - lampek zewnetrznych. Nie dlatego nie wyszło mi trzymanie pionu, że pojawił się Sławek, czy bo mój pożal się boże odcinek pleców znów nawalił, ale dlatego, że dobiło nas to, co zobaczyliśmy. W trzech z czterech lampek, do 3/4 słupka (stojącego na betonowym klocku) było nawalone ziemi, a w jednym radośnie rosły sobie w swoim mikroświecie trawki. Skąd się tam wzięło tyle piachu, nie doszliśmy, ale uznaliśmy, że to się dopiero nazywa prawdziwe oświetlenie ogrodowe. Ogromnieśmy się ucieszyli, że życie u nas tak wszędzie kwitnie i że wreszcie znaleźliśmy prawdziwą przyczynę wywalanego bezpiecznika i nie musimy ryć kabli, by znaleźć ten rzekomo przegryziony przez bogu ducha winnego gryzonia. I tak odkrywczo minęło nam, jak z bicza strzelił, pi

Fakapy

Obraz
Wędrujemy z Piotrem  do garażu, bo w związku z późniejszą godziną rozpoczęcia zajęć znalazł się w drugiej turze desantowej. Radośnie kręcę na paluszku kluczykiem rodzinnego autobusu. Otwieram właściwą bramę garażu. Kluczyk ląduje w stacyjce i… nic. Głucho. Ponawiam próbę ze dwa razy, ale silnik nawet nie kręci. Blado. Pędzę do domu po kluczyki do roadstera, który wyglancowany jak ciotka Lusia na odpust, czeka na przykrycie pokrowcem i potem na wiosnę. Po drodze wysyłam do Szymona  sms, że Vitek nie odpalił. Zamykam bramę, druga nie chce się odblokować. Zaczynam kląć pod nosem, bo czas zaczyna się kurczyć tak, jak środki transportu. Jasne, mamy jeszcze rowery, ale do szkoły to jakieś 2 godziny hyżego pedałowania w jedną stronę. Wreszcie udaje się otworzyć wrota na świat, wskakujemy. Jedziemy. Gdzieś w okolicy ponownego zasięgu dostaję sms z gorącą prośbą: - TYLKO NIE WYBRUDŹ AUTA.  Konsternacja. Hellou? Pogoda jaka jest? Widzi? Hellou? Gdzie mieszkamy wie? Lekko heheszkujemy z synowcem,

Patulenie

Obraz
Od siódmej z kawałkiem, gdy ekipa poleciała do szkoły, poszliśmy z teamem GońPatyka na krótki obchód, uradowaliśmy ”zupą buraczano-batatową” Drób Mafii i rzuciliśmy się z nożycami na krzewy różane, żeby je przyciąć i opatulić - jak to się fachowo określa - ogacić słomą na zimę. Po drodze przyłożyliśmy ucho do ula. Nie ma nic cudowniejszego od takiego spokojnego, wyraźnego pszczelego „oddechu”, gdy słychać jak miarowo pszczoły buczą-brzęczą w swoich domkach.   Bardzo się ucieszyłam, bo nasz wspaniały Sąsiad Pan  Kubiak  przygotowuje ziemię pod obsianie dla pszczół – chyba w końcu facelią i wygląda to obłędnie! W sensie ja już widzę jak one będą tam bzykać! Co oznacza, że jednak powinnam przysiąść zimą i pozbijać więcej ramek  A tak to po tych aktywnościach totalnie cała jestem w jakiś rzepko-nasionkach, nie mogę się z nich wyskubać, co utrudnia skupienie się przy kompie, bo ciągle mnie coś „gryzie” i uwiera. Spodnie od dresu przypominają wkurzonego jeża, na dodatek okazuje się, że nie t

Mlemlm

Obraz
  Wczoraj był dzień kundelka, jakoś go przeoczyłam, chociaż samego naszego kundelka przeoczyć się nie da. Raz, jest wszędzie tam, gdzie człowiek. Dwa, Pędzel to pies mlemlak. Wpatrzony w twarz z wyrazem bezgranicznej psiej miłości i uwielbienia, przepraszania, że żyje, jednocześnie za wszelką cenę próbuje pomlemlać chociaż milimetr dłoni ukochanego pancia czy panci. Ślipnąć jezykiem fragment odzienia. Liznąć chociaż przelotnie, by utwierdzić człowieka w swym absolutnym oddaniu a także o swej obecności. Zabieram często Pędzla ze sobą po dzieciaki do szkoły. Uwielbia jeździć autem i podobnie jak w przypadku zalegania przy kominku, tak i w samochodzie zachowuje się jakby nic innego w życiu nie robił. Generalnie śpi na boczku lub brzuszku między fotelami tak stoicko, że muszę stwierdzić iż żaden z naszych psów w sumie nigdy z takim zaangażowaniem nie podsypiał podczas podróży. Jednak gdy w rozczuleniu podrapać go za śpiącym uszkiem, Pędzel siada i z miłością oraz wielką determinacją próbuj

Ciemno wszędzie

Obraz
W przerwach w zasilaniu (w naszym wypadku rzadko zdarza się taki tydzień, w którym by ich nie było, serio) najzabawniejsze jest to, że prawie nigdy, zwłaszcza gdy zdarzą się one wieczorem, nie pamięta się, które ze świateł i gdzie były zapalone. A wcale dojście do tego, po położeniu naszych włączników, nie jest łatwe. I gdy po paru godzinach ćwiczenia romantyzmu podczas recydywistycznej kolacji przy świecach i robieniu przy czołówce sałatki greckiej, heheszkowaniu, co z tej sałatki się wydłubało i zjadło, próbach gry w chińczyka bez oszukiwania co do liczby wyrzuconych oczek na kostce, szukaniu rzeczonej kostki znikającej w strefie cienia, zacieśnianiu - bliskich bądź co bądź - więzi rodzinnych, próbach czytania i zajmowania się całą tą strefą „analogową” życia, wzdychaniem do losu pra-pradziadków, podglądaniem świata na zewnątrz, zalanego księżycową poświatą, dochodzi się do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem jest jednak iść spać. I z tego snu, o zwykle jakieś dzikiej porze, wyrywa t

W puszcz

Obraz
  Tak jak Adam Wajrak „poszłam w puszcz”, bo w Kampinoski Park Narodowy też „wciąż piękna jesień tu jest…”. Od 7:30 przy komputerze. Przerwa na przewietrzenie głowy. Grzybów w Parku Narodowym zbierać nie można, to se przynajmniej przy okazji śmieci pozbierałam. Nie doszacowałam ilości porzuconych surowców. To je amelinium. Wór amelinium i plastika. Ale my jesteśmy bogatym narodem. PS. Czy Park mógłby zwrócić uwagę pracownikom zatrudnianym przy pracach w lesie co się robi z pozostałościami z wałóweczek i popitek. Jakimś totalnym przypadkiem, tam gdzie są ślady po jakiś pracach, tam najwięcej śmieci po „trudach pracy”. #siedliskonajlepiej #zapuszczeni

Jesień w lesień

Obraz
  Jesień w lesień. Poznaliśmy dziś pana Henia, znajomego pana Darka, starszego pana, który z wierną psiną mieszka samotnie na odludziu w Puszczy. Pan Henio przyjechał do Pana Darka, podobnie jak my, ale Pan Darek gdzieś wybył. A tam zasięgu brak, więc zostaje czekanie i pisanie karteczek. I trzeba do drugiego człowieka przyjść fizycznie, bo formy elektroniczne - tak wszechobecnie zastępujące relacje - nie działają. Tam czas się zatrzymał. Po troszę zazdrość, po troszę podziw, po troszę racjonalizowanie: ale jakby coś się stało, to karetka nie dojdzie, drogi tu nic nie odśnieży, do najbliższego sklepu 7 km, jak nic, jak żyć. Karteczka. Simonizacja kossakowska rzeczywistości. Wypisz, wymaluj. Jak w białowieskiej Dziedzince: łoś leżący w dyni, a dzik na rabatce marcinków. Dookoła olsy i dąbrowa. Cisza. Trochę to romantyczne, ale gdyby samemu się zmierzyć, to nie każdy by tak chciał i umiał. Są wciąż, jak widać takie miejsca i ludzie. Może jeśli nie mają internetów, nie bombarduje ich zews

Sępy miłości

Obraz
  Sępy Miłości. Ich Troje. #sielidliskonajlepiej #zapuszczeni #sępymiłości

Kolory jajek.

Obraz
Zielony to kurka dominant greenshell. Pierwsze w zasadzie w naszej historii i utytłane, bo je znalazłam na dworze. Od tegorocznych pipciaków. Ciemne, jakby moczone w cebulce, to dominant darkshell. Też tegoroczne pipciaki. Najjaśniejsze jest w zasadzie seledynowe, bladoniebieskie. Znoszą je legbary. Mamy je już jakiś czas. Ale ostatnio strajkują. Widać po kształcieni wielkości, że znoszą je starsze kury. Cieliste jest od wyandotte. To od nich zaczęła się przygoda z kurami. Też coś dziewczyny zastopowały. Jeszcze są jasne, okrągłe, od tęczanek/tęczynek czernichowskich. I podobne znoszą leghorny. Tęczanki są dwie, z czego jedna kwoczy, więc chyba te jasne jajeczko, jeśli wpadnie, to od również tegorocznych młodych leghornów. Swoją drogą fajne ptaki, z charakteru. Bystre, szybkie, zwinne i ciekawskie. Co zaskakujące, chociaż jajko to jajko, nie wszystkie kolory wszystkim „smakują i pasują”. Taki rasizm jajkowy, chociaż ze smakiem i zawartością nie ma ten kolor skorupki nic wspólnego. #zap